Na dużym ekranie: Śniadanie u Tiffany'ego


Ekranizacja opowiadania Trumana Capote. Holly Golightly jest postrzeloną dziewczyną, której życie upływa na nieustannej zabawie na koszt bogatych adoratorów. Pewnego dnia piętro wyżej wprowadza się młody pisarz, który także jest utrzymankiem. Tę dwójkę zaczyna łączyć przyjaźń, która przerodzi się w głębsze uczucie. Oboje będą musieli zweryfikować swe dotychczasowe życie i zdecydować, czy są w stanie być razem.

Reżyser: Blake Edwards
Scenariusz: George Axelrod
Premiera: 5.10.1961r (świat)
Gatunek: Melodramat
Produkcja: USA
Główna obsada:
Audrey Hepburn - Holly/ Lula Mae Barnes
George Peppard - Paul Varjak
Szczególne osiągnięcia: 
Oscar - Najlepsza piosenka
Oscar - Najlepsza muzyka dla komedii/dramatu
Na podstawie: "Śniadanie u Tiffany'ego - Truman Capote
Ranking Światowy: 110 miejsce (według filmwebu)
Czas: 1h 55

Więcej informacji - Link do filmwebu

Przeskakując kanałami około godziny 22 natrafiłam na "Śniadanie u Tiffany'ego". Na tym skończyłam poszukiwanie. Kto oglądał "Gossip Girl" ten wie, dlaczego podeszłam do tego filmu z takim entuzjazjmem, mimo iż nie przepadam za starszym kinem. Najzwyczajniej jestem przyzwyczajona do HD, lub filmów nie niżej niż rok 1985. Ale chciałam chociaż spróbować przymrużyć na to oko.


Nie mogłam. Nie chodzi, że nie mogłam zlekceważyć jakości obrazu tylko po prostu tak byłam skupiona na tym co widziałam! Piękna panorama Nowego Yoku lat 60 XXw, prześliczna Hepburn oraz świetne wnętrza. Ten film zaraża wdziękiem, smakiem i klasą! 

Jak się spodziewacie - muzyki też nie jestem w stanie skrytykować. Oscar jak najbardziej zasłużony. Jedyne co mnie dziwi to to, że Hepburn nie dostała nominacji. Muszę przejrzeć która to aktorka dostała statuetke za rolę pierwszoplanową.


Skoro juz jesteśmy przy grze aktorskiej - choćby kogoś raziła cała fabuła, brzydził się NY, to musi obejrzeć film dla Hepburn. Każdy wyraz twarzy odsłaniał nową stronę Holly, a jej głos to balsam dla uszu. George niestety nie dorównał Audrey, ale oni razem - idealne połączenie.

Przejdźmy trochę do fabuły. Kiedy to Paul puka do drzwi swojej sąsiadki, nastaje "szaloną" (grzecznie mówiąc) kobietę. Szybko zostają przyjaciółmi. Równie szybko Paul zakochuje się w Holly, a i ona ma w sobie dość obce uczucie co do tego mężczyzny. Z tą różnicą, że on był w stanie poświęcić dla niej bogactwo, a ta świadomie się tego bała. Wszystkie kłótnie, jednak rekompensuje świetny koniec. Nie warte jest żadne słowe, to po prostu trzeba obejrzeć.



Wydaje mi się, że już podczas powstawania jego założeniem było, że zostanie klasykiem. I tak się stało. Jego zaletą jest to iż mimo należy do filmów współczesnych, mógłby być nakręcony nawet dziś.
"Śniadanie u Tiffany'ego" to czysta perełka, w której nie należy niczego kwestionować; przestać się na wszystkim skupiać, a oddać oglądaniu, bo to co widzimy na ekranie jest same w sobie przyjemne.

To z pewnością nie jest doskonała recenzja, ale przy tym filmie nie warto być obiektywnym.
Film genialny, trzeba obejrzeć i koniec. Natomiast co do mojej oceny - ciężko mi stawiać 10, bo to oznacza, że nie mogło by być lepiej. I nie wyobrażam sobie zmian w scenariuszu, czy w obsadzie. Perły takie jak Śniadanie u Tffany'ego trzeba nagradzać.

Moja ocena: 10/10

Oglądaliście już ten film? Wasza ocena? A może tytuł równie dobrego filmu?
Widzimy się w komentarzach! 

Buziaki, xoxo
Niezapominajka

2 komentarze:

  1. Zawsze chciałam oglądnąć ten film, a jakoś zawsze o tym zapominałam! Muszę się wreszcie za to zabrać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Musisz, koniecznie!
    Ja się dzisiaj zabieram za "Rzymskie Wakacje", ale martwi mnie wizja czarno-białego obrazu :D

    OdpowiedzUsuń

Please comment

Lydia Land of Grafic